sobota, 7 czerwca 2014

Sierociniec (2007)

Tytuł: Sierociniec
Kraj: Hiszpania, Meksyk
Rok produkcji: 2007
Reżyseria: Juan Antonio Bayona
Scenariusz: Sergio G. Sanchez
Gatunek: Horror, dramat


Główna obsada: 
Belen Rueda (Laura)


Fernando Cayo (Carlos)


Roger Princep (Simon)




"Laura z mężem i adoptowanym synem wprowadza się do pustego sierocińca. Ich dziecko zaczyna bawić się z niewidzialnymi kolegami" - z takim opisem tego filmu spotkacie się na większości stron typu filmweb. Brzmi dość sztampowo, prawda? Rodzinka w składzie mąż, żona, dziecko i jak nie trudno się domyślić, nawiedzone miejsce. Nic nowego, kolejny twórca postanowił powielić znany schemat "typowego horroru". Ja również tak myślałam i dlatego też szczerze mówiąc sama się sobie dziwię, że skusiłam się na obejrzenie tego filmu. 

Początek nie zachwyca. Wiem, że rzadko kiedy już na początku filmu reżyser zasiewa w nas nutkę strachu, a przynajmniej niepewności, jednak oglądałam kilka dobrych horrorów, w którym takie zjawisko miało miejsce, więc jak najbardziej - jest to możliwe. Najwyraźniej w tym wypadku twórca sądził, że będziemy zaciekawieni bardzo flegmatycznym rozwojem sytuacji i tym samym - obejrzymy jego pracę do końca. Niestety nie w każdym przypadku tak to działa. Ja osobiście brałam się za oglądanie tego filmu dwa razy, gdyż za pierwszym po prostu miałam dość - odrzucił mnie kilkoma scenami i nie miałam najmniejszej ochoty oglądać go dalej. Jednak parę miesięcy później, zaciekawiona stosunkowo wysokimi opiniami, postanowiłam przetrwać do końca i przekonać się, czy film rzeczywiście z czasem się rozwija, czy szukam w horrorach "czegoś innego", niż większość ludzi...


Na całe szczęście nie straciłam wiary w gust naszego społeczeństwa - mieli rację. Film rozwija się i zaskakuje. Jednak teraz na chwilę skieruję moją recenzję na nieco inny tor. Mianowicie chodzi mi o coś, o czym koniecznie powinnam napisać, czyli o grze aktorów. Jeżeli chodzi o panią Belen (Laurę), zdecydowanie czegoś mi brakowało. Nie mogę powiedzieć, że zagrała źle, ale w moim mniemaniu po prostu nie wczuła się w rolę, nie potrafiła dostatecznie zagrać towarzyszących roli emocji i to dało się zauważyć. Natomiast jej filmowy syn, Simon, świetnie wykonał swoją robotę. To zaskakujące, że młoda osoba zagrała (w moim odczuciu) dużo lepiej, niż doświadczona aktorka. Pokazał wszystkie odczucia i emocje w taki sposób, że mogłabym w ciemno mu we wszystko uwierzyć. Bardzo ważne jest to, że potrafił wywołać strach u widza.


Jest jeszcze jedna osoba, o której chciałabym wspomnieć. Mianowicie - Montserrat Carulla (zdjęcie wyżej). Na początku jej gra nie była najgorsza. Nie zachwycała, jednak nie miałam szczególnie wielkich uwag. Natomiast to, co stało się potem.. nawet nie wiem do końca jak powinnam to skomentować. Nie chcę też nikogo krytykować z góry, bo nie wiem, czy w taki właśnie sposób (który nie ukrywam, nie przypadł mi do gustu) miała zagrać, czy po prostu nie potrafię zauważyć niczego strasznego i autentycznego w jej wyobrażeniu postaci.
Producenci zadbali o atmosferę grozy. Noc, dziwne dźwięki i inne tego typu "błahostki" wywołujące u nas strach. To wszystko zostało zrobione po to, byśmy nagle zobaczyli scenę rodem z kiepskiej komedii. Śmiesznie skradająca się staruszka od razu wywołuje uśmiech na twarzy widza. Wydaje mi się, że założeniem filmu było przestraszenie odbiorców (tak przynajmniej wnioskuję po gatunku "horror") jednak w kilku sytuacjach gra niektórych aktorów pozostawia wiele do życzenia i nieco psuje wcześniejsze plany.

Dobrze, wydaje mi się, że to wszystkie negatywy, jakie zauważyłam w wypocinach producentów. Teraz przejdźmy do pozytywów. Na pewno nie żałuję, że obejrzałam cały film. Powrót do niego po kilku miesiącach był jak najbardziej dobrym pomysłem. Tym, co najbardziej mi się spodobało, było samo zakończenie. Niespodziewane i zdecydowanie nie do przewidzenia. Sam pomysł na film, jak się potem okazało, wcale nie był powielaniem "typowego horroru", jak na początku sądziłam. Okazał się naprawdę oryginalny. Co prawda akcja rozwijała się bardzo powolnie, jednak naprawdę - warto przez to przejść, żeby ostatecznie przekonać się o pomysłowości reżysera.


To chyba już wszystko, o czym powinnam napisać w tej recenzji.
Moja końcowa ocena to 7,5/10 pkt, czyli dobry.
Polecam obejrzeć osobom, które nie szukają rozlewu krwi, tylko tajemnicy, zagadki i nutki niepewności.
_________________________________________
Dodatek do posta, creepypasta "Kobieta z pomarańczą".
Właściwie jest to creepypasta składająca się z 5 części. Uprzedzam - są długie, lecz warto je przeczytać. Posiada ona w sobie tajemnicę, dreszczyk emocji. Jednym słowem - warto.
Ocena: 9,5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz