Tytuł: Gothika
Kraj: USA
Rok produkcji: 2003
Reżyseria: Mathieu Kassovitz
Scenariusz: Sebastian Gutierrez
Obsada: Halle Berry, Robert Downey Jr., Charles S. Dutton
Gatunek: Horror, Psychologiczny
Do pewnego momentu żyłam w przeświadczeniu, że dobry horror to taki, w którym pojawia się wątek paranormalny. Co miałam na myśli, gdy w wyszukiwarce wpisywałam "horror, duchy"? Z pewnością nie to, co zastałam w filmie "Gothika", niemniej jednak z czystym sumieniem mogę to uznać za zaletę. W produkcji nie zobaczymy tysięcznej kopii Samary z Ringu, choć niekiedy rzeczywiście można odczuć lekkie deja vu. Ale czemu tu się dziwić ? Trudno jest wymyślić coś, czego jeszcze nie było.
Horror okazał się być nie tyle straszny, co zawiły, a przy tym niezwykle intrygujący, choć niejednokrotnie czułam, że reżyser zwyczajnie przesolił. Od początku do końca tworzyłam w swojej głowie setki możliwych zakończeń, starając się zrozumieć sytuację w jakiej znalazła się główna bohaterka filmu, pani psycholog pracująca w szpitalu psychiatrycznym dla kryminalistów - Miranda Grey. I choć w życiu obejrzałam już wiele - mniej lub bardziej schematycznych horrorów - to jednak nie potrafiłam odgadnąć końcówki produkcji, aż do samego końca, co jak najbardziej przemawia za filmem. Czy jednak mogę postawić Gothikę w aż tak dobrym świetle ? Myślę, że to nie pierwszy film w którym spotykamy się z niedociągnięciami, jednak tym co najbardziej rzuciło mi się w oczy było wspomniane już przedobrzenie, czyli przerost formy nad treścią
~Na początku była miłość, a miłość była na początku i początkiem była miłość. Przez nią wszystko się stało, co się stało~
Tymi słowami określiłabym pierwsze sekundy filmu, w których to mamy okazję poznać piękną, zamężną Mirandę, pracującą ze swoim mężem w szpitalu psychiatrycznym. Para wygląda na bezgranicznie w sobie zakochaną, co stanowczo dezorientuje widza, gdy tylko bohaterka budzi się zamknięta w jednej z celi jej szpitala, oskarżona o zabójstwo swojego męża. A co najgorsze dziewczyna, mimo początkowej wiary w swoją niewinność, traci pewność siebie. Czy więc w szlak wszystkich dowodów okaże się, że jest ona sprawczynią ? Po zapoznaniu się z innymi opiniami, mogę stwierdzić, że pytanie to u wielu ludzi dość szybko znalazło odpowiedź, niemniej jednak uważam końcówkę za niezwykle zaskakującą. Należy jednak pamiętać, że w słowie "zaskakująca", kryć się może zarówno pozytywne jak i negatywne określenie. W tym wypadku trudno jest to jednoznacznie stwierdzić. Jednym finał może przypaść do gustu, innych zaś może surowo rozczarować. Jedno jest pewne - wywiera on takie, bądź inne odczucia, co w horrorze jest istotnym elementem. Tyle z wniosków obiektywnych. Subiektywnie patrząc, powiedziałabym, że owa produkcja zawiera w sobie wszystkie cechy dobrego horroru : były tu emocje, była tajemnica, były zawirowania i niepewność. Gdy jednak moje emocje opadły zaczęłam dostrzegać coraz więcej defektów. Czy jednak były to, aż tak tragiczne wpadki ?
Fabuła - ku mojemu zaskoczeniu - przypadła mi do gustu. Tym samym zapamiętałam " Gothikę" jako jeden z tych lepszych filmów. Nie mam zamiaru zmieniać zdania, mimo wielu negatywnych opinii z którymi się spotkałam, bowiem jak to kiedyś, ktoś powiedział: " Jeszcze się taki nie narodził, co by każdemu dogodził". Niemniej jednak nie znaczy to, że w fabule nie było bubli, które by nie przypadły mi do gustu. Jak już wcześniej udało mi się wspomnieć ( bodajże dwa razy) rażącym dla mnie był przepych jakim potraktowali nas autorzy filmu. Paranormalne zjawiska były bardzo ciekawe, choć niekiedy niemal śmieszne, zaś postać męża pani Grey przypominała mi raczej karykaturę wad bajkowego, "czarnego" charakteru. Wszystko było wyolbrzymione. Podejrzewam, że nie tylko ja dostrzegłam owy mankament, przyjęłam jednak na to taktykę. Przestałam traktować wszystko zbyt dosłownie- nie powiem, przydatna cecha dla fana horrorów, szczególnie gdy ma się wrażenie, że obejrzało się już wszystkie lepsze filmy tego gatunku.
Co do gry aktorskiej muszę przyznać, że panna Berry mnie rozczarowała. Spodziewałam się kolejnej kobiecej postaci, która nie wyraża żadnych ludzkich emocji, a tu proszę. Nie powiem - przyjemne i zaskakujące rozczarowanie. Helle umiejętnie pokazała swoją wielką miłość do męża, a jeszcze większy talent dostrzegłam, gdy ta odgrywała cierpienie po śmierci ukochanego. I tutaj chciałabym powiedzieć wszem i wobec - pani Berry była dla mnie jednym z największych plusów całej tej produkcji. Zarówno ona jak i scenarzyści stworzyli Mirandę - kobietę, a nie robota, która czuje ból po stracie jednej z najważniejszych osób w jej życiu, a także co nieuniknione: zagubienie i samotność. Powiem szczerze - nic mnie tak nie boli jak widok śmierci połowy rodziny głównej bohaterki/bohatera, który jakby nigdy nic, ratuje dalej świat : "Bo co mi tam. Jedna familia w tą czy w tę. Phi"
Film obejrzałam przypadkowo, serfując sobie beztrosko po kanałach w poszukiwaniu czegoś ciekawego. Nie liczyłam na wiele. Horror znałam dobrze, ale jedynie z tytułu i opisu, który zaś nie przekonał mnie do siebie na tyle, abym rzuciła życie osobiste i obejrzała go na hura. Nie widząc jednak niczego ciekawszego, postanowiłam przekonać się, czy mam w sobie to coś, co ludzie nazywają " kobiecą intuicją". Powiem krótko-nie mam. Choć z początku mogłabym się jeszcze spierać, bowiem scena uroczych wróbelków nie robiła na mnie wrażenia. Ostatecznie jednak skończyłam tę walkę z białą flagą w dłoni. Film przypadł mi do gustu, a ja postanowiłam nigdy więcej nie ufać swojemu 6 zmysłowi.
Nie będę kłamać - w filmie raziło mnie kilka rzeczy, ale były one tak błahe, że kumulując wszystkie zalety i wady Gothiki, uznałam go za bardzo dobry horror. Nie najlepszy, ale zaskakująco dobry.
Podsumowując - polecam Gothikę szczególnie tym, którym zależy na dobrej grze aktorów, a także niecodziennej, zakręconej fabule.
Ocena: 8/10 ( bardzo dobry)
________________________________________________________
Polecam creepastę : Skype 12:29
Skype 12:29 jest jednym z niewielu opowiadań, które przypały mi do gustu. Napisane w sposób współczesny, przy tym jednak nie łamiący zasad języka polskiego - delektuje nawet wybrednego czytelnika. Prócz tego, dzięki narracji pierwszoosobowej, mamy możliwość na dokładne poznanie odczuć bohatera, który to wspaniale je opisał. Cieszy mnie, że w creepaście tak dobrze ukazane zostały emocje. Cenię sobie, gdy postacie mi przedstawione nie są robotami bez serca, dla których strach nie istnieje. Największą z zalet zostawiłam na sam koniec - mianowicie wielkim plusem Skype 12:29 jest morał. Jeszcze nigdy nie zakończyłam czytania internetowego dzieła z tak szeroko otwartą buzią. Co więcej owy morał tak mnie poruszył, że do tej pory nie umiem wyzbyć się go z głowy. A creepastę czytałam dawno.
Ocena : 10/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz