Kraj: Japonia
Rok produkcji: 2003
Reżyseria: Takashi Miike
Scenariusz: Yasushi Akimoto, Minako Daira
Gatunek: Horror
Na wstępie chciałabym zadać dość nietuzinkowe pytanie, które z pozoru może nie mieć najmniejszego sensu.
" Z czym kojarzy Ci się Japonia?"
Zapewne większość z was odpowiedziałaby na to pytanie nieco sztampowo, choć nie twierdzę, że każdy tutaj myśli stereotypowo. W żadnym wypadku nie chcę nikogo obrażać, ani bawić się w medium, a jedynie staram się dojść do pewnych wniosków. Przyznam się szczerze, że ja wyobrażając sobie owy kraj widzę głównie przepiękną wiśnię, anime i mangi, teleturnieje, alfabet i kabuki (ewentualnie origami ). Na pierwszy rzut oka widać więc, że mój sposób myślenia jest bardzo prosty i zapewne niejednokrotnie przewijający się w waszych odpowiedziach. Owszem, mogłabym was okłamać i stwierdzić, że ja w przeciwieństwie do ponad połowy naszego społeczeństwa mam inne skojarzenia, ale to nie miałoby najmniejszego sensu. Jest jednak coś, co od razu nasuwa mi moja wyobraźnia, gdy tylko do mojego ucha wpadnie słowo " Japonia". Otóż stworzyłam sobie w głowie pewne połączenie, które według mojego słownika ( czy też sposobu patrzenia) jest synonimem. Oczywiście nie w rzeczywistości, ale jak już wspomniałam - w moim odczuciu. Japonia od zawsze była dla mnie uzupełnieniem słowa " horror" (i na odwrót). Przez pewien okres w swoim życiu nie wyobrażałam sobie obejrzeć filmu, którego nie stworzyli by moi ulubieni ninja ze wschodu. I w ten sposób dochodzimy do sedna moich rozmyślań. Niech podniesie rękę ten, który obejrzał zarówno japońską jak i amerykańską wersję Ringu, mając jednocześnie świadomość ( jeszcze przed obejrzeniem), która z produkcji była remake'm ? Otóż to. Sama długo nie zdawałam sobie sprawy ile filmów wymyślili właściciele skośnych oczu, a które przejęliśmy. Tak było też z filmem, o którym mowa w dzisiejszej recenzji, a mianowicie z " Nieodebranym połączeniem". Wszystkich ciekawskich zapraszam na filmweb, na którym to idealnie widać różnice. Japońska wersja powstała w przedziale od 2003 do 2006 roku (trzy części), zaś amerykańska w 2008 roku. Nie było to jednak problemem, bowiem mimo sporej różnicy czasowej to wersja naszych sąsiadów z zachodu posiada większą ilość obejrzeń. Ja zaś skupię się dzisiaj na wschodniej wersji.
Jednym z największych zalet tego filmu jest fabuła. Przyznam szczerze, że ta powaliła mnie na kolana, bowiem nie ma mowy abym sama wpadła na coś tak genialnego. Brak tu bardzo dobrze nam znanego banału, który w coraz to ciekawszych "wdziankach" starają się wcisnąć nam autorzy nowych produkcji filmowych. Mowa tu o nawiedzonych domach, opętaniach, mściwym mordercy który ściga swoje ofiary po całej kuli ziemskiej i tym podobnych. W tym filmie to nie człowiek pcha się w sidła niebezpieczeństwa, ale to los wpycha go w ramiona złaknionego krwi anioła śmierci. Nie ma więc mowy, aby widz co chwila krzyczał " Nie idź tam, on cię zabije", bowiem gdy tylko jest okazja ucieczki, bohaterowie uciekają. Przybliżając więc nieco fabułę, sytuację zastajemy mniej więcej tak: dzień jak każdy inny - zero wyprowadzek, wypadków samochodowych czy chorób - gdy nagle postać słyszy dzwonek. Ma wrażenie, że dźwięk dochodzi z jego telefonu, mimo że przysiągłby, iż nie posiada owej melodii. Wyjmuje telefon, ale jest już za późno, bowiem jedyne co widzi to informację, iż ma jedno nieodebrane połączenie. Co ciekawsze, telefon wykonany został z numeru owej postaci trzy dni później. Bohater odtwarza wiadomość głosową, na której słyszy jedynie swój głos, choć trafniejszym stwierdzeniem byłoby, iż słyszy swój krzyk.
Nie trzeba więc być tak zwanym pożeraczem horrorów, aby móc stwierdzić, iż fabuła z całą pewnością nie powiela żadnego schematu. Temat jest bardzo interesujący i wciągający, przez co wykonanie schodzi na dalszy plan. Może się bowiem wydawać, że rok 2003 wcale nie jest tak odległą datą, biorąc pod uwagę choćby 1410 rok, niemniej jednak od tamtego czasu technologia posuwała się coraz dalej. Z tego też względu nie trudno się domyślić, że scenografia nie leży na najwyższym poziomie. Jestem jednak usatysfakcjonowana rezultatem, jak na niewielkie pole do popisu.
Akcja filmu jak na standardy do których jesteśmy przyzwyczajeni ( choćby "Paranomal activity" ) toczy się w lepszym niż zadowalającym tempie. Widz nie powinien odczuwać znudzenia czy też zmęczenia przez oglądanie nieciekawych scen. Chciałabym jednak wspomnieć o jeszcze jednej zalecie, która postawiła owy film w mojej top 10 na jednym z najwyższych miejsc. Otóż nie jest tajemnicą, że uwielbiam połączenia horroru z dramatem ( a najlepiej z dodatkiem dramatu psychologicznego, choć nie wymagam cudów), bowiem uważam, że logicznym jest iż człowiek po stracie najbliższego przyjaciela, ukochanej osoby czy też rodziny pogrąża się w depresji, albo przynajmniej kilkudniowej rozpaczy. Nienawidzę, gdy bohater nie odczuwa choćby krzty smutku po tym jak jeszcze chwilę wcześniej był świadkiem śmierci kogoś, kogo utwierdzał w przekonaniu że kocha. Film "Nieodebrane połączenie" w tym aspekcie zrobił na mnie piorunujące wrażenie. Zarówno w pierwszej, drugiej jak i trzeciej części wylałam morze łez, wczuwając się w sytuację postaci. I w tym momencie powinnam pochwalić grę aktorską, która momentami mogła nieco kuleć, ale w gruncie rzeczy była zaletą produkcji. Nie mam zastrzeżeń do żadnego z aktorów, bowiem żaden z nich nie gorszył mi seansu.
Film obejrzałam po tym jak na jednej ze stron społecznościowych ktoś polecił jej amerykańską wersję. Uwielbiam Japonię w każdym jej calu, więc gdy tylko na filmwebie w komentarzach usłyszałam iż owa wersja jest tą lepszą, od razu przeczytałam jej opis, aby niewiele później wziąć się za seans, podczas którego niemal pożarłam wszystkie trzy części ( wciąż do nich wracam i na nowo je oglądam). Nie żałuję ani minuty poświęconej na ową produkcję, która może nie odmieniła mnie na zawsze, ale z pewnością miała spory wpływ na mój dalszy rozwój. Owszem, nie znajdziemy tutaj wielkiego transparentu z morałem, niemniej jednak można znaleźć kilka cennych wskazówek dotyczących każdego z nas. Do tej pory uważam, że ten film jest wspaniały i z czystym sumieniem mogłabym go polecić każdemu. Zarówno aktorzy, fabuła jak i użyta muzyka jest cudowna. Wszystko tworzy niesamowity klimat tajemnicy i grozy. Polecam serdecznie.
Ocena : 10/10
________________________________________________________
Polecam creepastę: Amnesia-Custom Story
Jedna z tych nielicznych creepast, która wprawia czytelnika w dziwny stan osłupienia. Ładnie napisana, przy tym ciekawa i co najważniejsze zaskakująca. Polecam gorąco !
Ocena: 9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz